Jakiś czas temu informowałam Was tutaj o otwarciu Koreańskiej Wyspy Urody w Galerii Młociny w Warszawie. Z tej okazji otrzymałam paczkę w której znalazłam wiele koreańskich kosmetyków między innymi właśnie maseczki do twarzy A. by BOM i Yadah o których mowa będzie w tym wpisie. Jak wiecie bardzo lubię maski w płachcie, są łatwe w użyciu, nie trzeba się bawić w zmywanie, a efekty są zauważalne dość szybko. A jak było w tym przypadku? Czy jestem zadowolona z działania masek? Tak, ale nie ze wszystkich, o tym jednak w dalszej części wpisu.
A. by BOM - Dwuetapowa maska w płachcie Ultra Floral Leaf
Saszetka maseczki podzielona jest na dwie części. W górnej znajdują się dwa płatki w kształcie różowych kwiatów, które należy nałożyć w okolice oczu, policzki lub czoło. Ja zaaplikowałam je pod oczy, a pozostałą esencje naniosłam na pozostałe obszary. W drugiej części opakowania znajduje się jasnoróżowa płachta, którą nakłada się na całą twarz. Materiał jest bardzo dobrze nasączony esencją o cudownym, kwiatowym zapachu, dobrze przylega do twarzy i się z niej nie zsuwa. Maseczka bardzo dobrze nawilżyła i nawodniła skórę. Usunęła oznaki zmęczenia oraz delikatnie rozjaśniła cienie pod oczami. Buzia odzyskała naturalny, zdrowy blask, maseczka dodała jej energii na cały dzień.
Yadah - Maska w płachcie z serum ze śluzu ślimaka, Collagen Mask Pack
Jak już jakiś czas temu wspominałam bardzo polubiłam działanie śluzu ślimaka w kosmetykach, (chociaż nadal trochę mnie to obrzydza) więc byłam bardzo ciekawa tej maseczki. Umieszczony materiał w saszetce jest mocno nasączony esencją. Płachta niby jest cienka, a jednak trochę sztywna przez co nie chce się idealnie dopasować do twarzy. Zapach serum trochę dziwny, niezbyt przyjemny, na szczęście szybko się ulatnia. Trzymałam ją na buźce około 15 minut po czym jeszcze na chwilę przełożyłam materiał na szyję. Maska dobrze nawilża i odżywia. Skóra jest ujędrniona i delikatnie napięta, przyjemna w dotyku. Co najważniejsze efekt ten utrzymywał się jeszcze kolejnego dnia.
Yadah - Nawilżająca maska w płachcie z ekstraktem z kaktusa, Soothing Mask Pack
W saszetce o ślicznej szacie graficznej umieszczona jest cienka płachta, która dopasowuje się zdecydowanie lepiej niż w przypadku poprzedniej maseczki. Materiał jest mocno nasączony esencją której zapach niekoniecznie przypadł mi do gustu, taki trochę sztuczny. Na szczęście wyczuwalny jest on tylko podczas aplikacji, później się ulatnia. Płachtę trzymałam na twarzy jakieś 15 min, a efekty jakie uzyskałam niestety nie powaliły mnie na kolana. Co prawda skóra była ukojona, a zaczerwienienia rozjaśnione, jednak nawilżenie jak dla mnie okazało się zbyt słabe. Moja cera szczególnie w okresie grzewczym potrzebuje czegoś mocniejszego.
Yadah - Wygładzająca maska w płachcie Soothing Jelly Pack
Maseczka trochę inna niż te wcześniejsze, dlatego że materiał nasączony jest esencją, ale żelową. Dzięki galaretkowatej konsystencji materiał dobrze trzyma się skóry, ale... najpierw trzeba go rozwinąć, a to nie jest takie proste. Płachta ma dobrze wycięte otwory, nie są ani za duże, ani za małe. Maska świetnie nawilża i nawadnia wysuszoną cerę. Skóra staje się miękka i delikatna w dotyku, jest wygładzona. Kosmetyk koi podrażnienia i zaczerwienienia. Esencją mogłam cieszyć się jeszcze podczas porannej i wieczornej pielęgnacji kolejnego dnia, ponieważ w saszetce sporo jej zostało.
Yadah - Rozjaśniająca maseczka w płachcie Brightening Jelly Pack
Maseczka Brightening Jelly Pack nasączona jest żelową esencją o cudownym, cytrusowym aromacie, który umila trzymanie jej na twarzy. Po wyciągnięciu płachty w opakowaniu zostaje sporo serum, można je wykorzystać w pielęgnacji kolejnego dnia, bo szkoda żeby się zmarnowało. Materiał jest cienki, ciężko się rozkłada, ale jak już się uda to łatwo dopasowuje się do skóry i nie zsuwa się z niej. Na buźce trzymałam ją około 15 minut, a po tym czasie przełożyłam jeszcze na kilka minut na szyję. Maseczka dobrze odżywia cerę, nawilża ją i dodaje energii. Skóra jest po niej delikatnie rozjaśniona i rozświetlona. Kosmetyk nie podrażnia, ani nie uczula.
Znacie którąś z tych maseczek? Jaka maseczka ostatnio gościła na Waszej twarzy?
Nie znam tych masek, ale na pewno kiedyś wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńRaczej jestem za standardowymi maseczkami :) Rzadko używam takich w płachcie ;)
OdpowiedzUsuńMoże wspólna obserwacja?:)
Bardzo lubię maski w takiej formie, są wygodne i bez zbędnego mycia. Przyznam, że te pierwsze widzę ale kuszą swym wyglądem. Ta kaktusowa i że slizem ślimaka najbardziej wpisują się w moje preferencje pielęgnacyjne.
OdpowiedzUsuńUwielbiam maski w plachcie ale tych nie miałam jeszcze okazji używać
OdpowiedzUsuńPrzyznam że Soothing Jelly Pack najbardziej wpadły mi w oko. Ogólnie maseczek do twarzy jest tak dużo, że ja tego już nie ogarniam
OdpowiedzUsuńnie znam ale wyglądają interesująco :)
OdpowiedzUsuńNie znam tych masek ale czuję się skuszona do poznania.
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym wypróbowała jedną z nich, a może nawet dwie :)
OdpowiedzUsuńObie maski Jelly Pack mnie najbardziej ciekawią :D Podoba mi się ta galaretkowata konsystencja :)
OdpowiedzUsuńŻadnej z tych masek nie znam, a uwielbiam maski w płachcie.
OdpowiedzUsuńpielęgnacja maseczkami jest najlepsza:D
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji poznać tych maseczek, ale wyglądają świetnie! To niesamowite ile różnych, kolorowych, bogatych w składy maseczek jest teraz dostępnych w drogeriach :))
OdpowiedzUsuńUwielbiam maseczki w płachcie i na pewno je wypróbuje :)
OdpowiedzUsuńLubię takie maseczki, ale tych jeszcze nie miałam, w oczy mi jeszcze nie wpadły :)
OdpowiedzUsuńTa dwuetapowa najbardziej mnie zaciekawiła i z chęcią poszukam jej w sklepach :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o testowanie maseczek, to zawsze jestem na tak. 😊
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tych maseczkach niestety, ale z checiabym wypróbowała 😊
OdpowiedzUsuńJest bardzo dużo maseczkę w sklepach. Ja bardzo lubię maski z Avon.
OdpowiedzUsuńnie znam zupełnie tych masek, a lubię taką formę maseczek
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotykam się z tymi maseczkami ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam maseczki w każdej formie;)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę te maseczki. Może warto je wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńNajbardziej zainteresowała mnie maseczka - Collagen Mask Pack. Uwielbiam maseczki ze śluzem ślimaka; bogactwo nawilżenia, przywrócenia jędrności i miękkości skóry - coś cudownego! <3
OdpowiedzUsuńTwój post zachęcił mnie do zrobienia tego typu pielęgnacji, tym bardziej, że sporo zgromadzonych maseczek czeka na testy.
Nie znam. Ale zaciekawiło mnie to, że wykorzystujesz esencję z maseczki, która została w opakowaniu. Właśnie mi też czasami zostaje i szkoda ją wyrzucać. Też tak będę robić.
OdpowiedzUsuńUwielbiam maseczki w płachcie i są one u mnie zawsze mile widziane. Tych nie znam, ale wyglądają niesamowicie.
OdpowiedzUsuńNie wiem, która mnie najbardziej kusi :D
OdpowiedzUsuń