W ostatnim wpisie na temat maseczek wspominałam, że kuszą mnie te nowe bąbelkowe maski w płacie z Eveline. Oczywiście uległam i kupiłam je chyba nawet tego samego dnia co ukazał się tamten post. Przy okazji do koszyka wpadły również inne nowe maseczki tej marki, czyli brokatowe Galaxity. Co prawda miały one trafić do zapasów, a zużywać miałam te, które kupiłam wcześniej, ale wyszło jak zwykle. Jeśli jesteście ciekawi co sądzę na ich temat to zapraszam do dalszej części wpisu.
Maska bąbelkowa w płacie Eveline dostępna jest w dwóch wariantach, czyli w drogerii znaleźć można nawilżającą i oczyszczającą. Mają one postać dość grubego materiału, który jest mocno nasączony esencją i dobrze przylega do twarzy. Płat nawilżającej ma kolor zielony, oczyszczającej zaś czarny. Już podczas aplikacji maseczka zaczyna bąbelkować. Uwielbiam to uczucie, delikatne łaskotanie, masaż buźki. Maska musuje na skórze przez około 20 minut tworząc dość grubą warstwę piany. Co prawda producent zaleca trzymanie jej na twarzy 10-15 minut, ale ja ten czas zawsze sobie trochę przedłużam. Po zdjęciu materiału pozostałości należy zmyć ciepłą wodą. Dużym plusem w tych maskach jest fakt, że mając je na twarzy można spokojnie chodzić, ponieważ się nie zsuwają. Tylko uważajcie, żebyście kogoś nie doprowadzili do zawału, albo wybuchu niekontrolowanego śmiechu.
Wersja nawilżająca ma delikatny, jakby cytrusowy zapach z dodatkiem zielonej herbaty, nie utrzymuje się on jednak zbyt długo, wyczuwalny jest właściwie tylko podczas aplikacji. Maseczka dobrze odświeża i koi zaczerwienioną skórę. Wygładza ją i nawilża, jednak nie jest to dogłębne nawilżenie, dla osób z bardzo suchą skórą będzie za słaba. Buzia jest promienna i zdrowo się prezentuje.
W przypadku wersji oczyszczającej zapach jest również cytrusowy, jednak z dodatkiem czegoś sztucznego, na szczęście szybko się ulatnia. Efekt jaki uzyskałam dzięki tej maseczce pozytywnie mnie zaskoczył. Genialnie oczyszcza buzie, odświeża ją i wygładza. Skóra jest po niej promienna i delikatnie nawilżona.
Tego typu maseczki są fajne do stosowania rano, bąbelki pobudzają do życia i dodają energii, a po za tym dobrze przygotowują cerę pod makijaż. Osobiście mało kiedy stosuję tego typu produkty o poranku, bo zazwyczaj nie mam na to czasu, ale czasem w weekendy robię sobie małe spa po przebudzeniu.
Maseczki Galaxity glitter mask wrzuciłam do koszyka, bo lubię takie błyszczące bajery. Byłam przekonana, że są to produkty typu peel-off, przy robieniu zdjęć okazało się, że wcale tak nie jest. Są to po prostu zwykłe tradycyjne, żelowe maseczki, które zmywa się wodą po około 10 minutach. Dostępna jest wersja wygładzająca Magic Cristal, czyli różowa z zatopionym brokatem i serduszkami oraz oczyszczająca Cosmic Dust, która ma postać czarnego żelu z brokatem i gwiazdkami. W saszetce jest 10 ml produktu co spokojnie wystarcza, aby pokryć twarz dość grubą warstwą produktu. Maska nie zasycha, przy zmywaniu lekko się marze, warto wspomóc się gąbeczką lub chusteczką.
Zarówno wersja różowa jak i czarna ma dziwny, nijaki zapach, który na szczęście szybko się ulatnia i po aplikacji nie jest wyczuwalny.
Magic Crystal wygładza skórę, odświeża ją, sprawia że jest delikatna w dotyku. Niestety już po chwili od zmycia poczułam ściągnięcie, buzia była wysuszona i prosiła aż o krem nawilżający. Na szczęście maseczka nie wywołała większych szkód.
Z wersją oczyszczającą Cosmic Dust było trochę lepiej. Maseczka dobrze oczyszcza cerę i ją odświeża. Pochłania nadmiar sebum, skóra w strefie T jest ładnie zmatowiona. Nie wysusza, ani nie podrażnia.
Te maseczki fajnie sprawdzą się na jakiś babski wieczór czy piżama party do zrobienia selfie. Jeśli jednak liczycie na efekt WOW, to możecie się zdziwić, bo na pewno go nie uzyskacie. Brokat to taki dodatkowy bajer, fajnie wygląda ale nic nie robi, trzeba uważać żeby podczas zmywania nie dostał się do oka.
Znacie te maseczki?
Tych maseczek nie miałam.Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńmnie nie korcą takie gagatki:)
OdpowiedzUsuńO rany pierwszy raz widzę te maseczki, muszę koniecznie po nie sięgnąć bo brzmi bardzo ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńOoo, tyle ostatnio słyszę o tych brokatowych maskach, a nie miałam okazji ich jeszcze wypróbować.
OdpowiedzUsuńBąbelki tak, brokat nie :)
OdpowiedzUsuńBąbelkowe maski zawsze tak, sa lepsze. Te brokatowe ladnie wygladają, jednak nie wszystko złoto co się świeci ;)
OdpowiedzUsuńChętnie wypróbowała bym wersje oczyszczającą tej bąbelkującej :D Aż wstyd się przyznać, ale jeszcze nie próbowałam tego bąbelkującego hitu, a firmy teraz zasypują właśnie tą nową formułą :D
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, ze maja takie maski :)
OdpowiedzUsuńWow, this looks amazing!!
OdpowiedzUsuńBeautiful photos ♥
Hugs from Germany!!
Jestem bardzo ciekawa tych brokatowych 😊
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś bąbelkową maseczkę ciekawe uczucie podczas wytwarzania sie bąbelków towarzyszy
OdpowiedzUsuńBąbelkowe ciekawe, za to z brokatem, to już trochę przesada i nie kupiłabym ich :P
OdpowiedzUsuńO rany ale one super się prezentują, koniecznie muszę je wypróbować.
OdpowiedzUsuńJak widzę Eveline wypuszcza ostatnio sporo fajnych propozycji kosmetycznych :)
OdpowiedzUsuńMarka oczywiście znana ale te maseczki poraz pierwszy widzę.
OdpowiedzUsuńUżywałam już brokatowe maseczki ale innych firm..Fajne były. Jednak dalej nie wypróbowałam tych bąbelkowych. Jakoś tak mi nie po drodze choć muszę przyznać, że śmiesznie wyglądają na twarzy.
OdpowiedzUsuńnie testowałam, ale widziałam na instagramie. CUDA :D
OdpowiedzUsuńbiorę wszystkie w ciemno.
Maseczki brokatowe - tak..Chociaż ten brokat to tylko taki gadżet dla przyciągnięcia uwagi..Bąbelkowe maseczki odpuściłam - te uczucie bąbelkowania na skórze jest dla mnie nie do zniesienia..
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że Eveline też ma bąbelkowe maseczki :)
OdpowiedzUsuńBąbelkowe maseczki chętnie bym wypróbowała, a tą z brokatem już nie koniecznie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam maseczki :-) Tych z brokatem jeszcze nie miałam okazji używać.
OdpowiedzUsuńjeszcze ich nie miałam ale trzeba będzie wyprobowac :D
OdpowiedzUsuńooo pierwszy raz je widzę. Te bąbelkowe chce :)
OdpowiedzUsuńCzarna bąbelkująca przydałaby mi się na czas upałów :D
OdpowiedzUsuńWszystkie mnie kuszą :D
OdpowiedzUsuńChętnie wypróbowałabym tą oczyszczającą wersję :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie są peel-off, jakoś nie widzi mi się zwykłe zmywanie brokatu, raczej się nie skuszę, chociaż na pewno nałożone uroczo wyglądają.
OdpowiedzUsuńAkurat nigdy nie próbowałam maseczek z Eveline, ale może kiedyś wypróbuję. Obecnie przede wszystkim używam Ziaji, bo mnie nie uczula :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Caroline Livre
Widziałam już te maseczki i mam zamiar je wypróbować. Jestem ich bardzo ciekawa, bo do tej pory używałam tylko jednej i to tylko bąbelkującej z innej firmy.
OdpowiedzUsuńDo mnie takie maseczki z brokatem zupełnie nie przemawiają.
OdpowiedzUsuńNa te bąbelkowi na pewno się skuszę :) Brokatowe średnio się u mnie sprawdzają...miałam innej marki i szału nie było :(
OdpowiedzUsuń