Dzień dobry,
Bielenda szaleje z nowościami, co chwilę na rynku pojawia się jakaś nowa linia kosmetyków. Jak wiecie, bardzo lubię testować ich produkty dlatego, kiedy gdzieś na instagramie zobaczyłam nowe maseczki do twarzy Crystal Glow, wiedziałam, że muszą być moje. Zamówiłam je kolejnego dnia i z niecierpliwością czekałam na paczkę, teraz kiedy już je przetestowałam, mogę napisać o ich coś więcej. Jeśli jesteście ciekawi, jak się sprawdziły, to zapraszam na dalszą część wpisu.
Linia Crystal Glow składa się z pięciu maseczek i jednego peelingu do twarzy. Umieszczone są one w wygodnych saszetkach o pojemności 8g, w większości wystarcza to na jedną aplikację, wyjątkiem jest maseczka primer.
Kryształowy peeling gruboziarnisty Amethyst ma dość mocny, perfumowany zapach. Konsystencja jest taka trochę jakby klejąca, zawiera sporo grubych drobinek. Kosmetyk łatwo aplikuje się na twarz, podczas masażu czuć przyjemne drapanie i delikatne ciepło. Peeling usuwa martwy naskórek, wygładza cerę i przygotowuje je na kolejne kroki pielęgnacyjne. Polubiłam go, jednak tego typu produkty wolę w tubkach lub słoiczkach.
Maseczka PEEL-OFF oczyszczająco-detoksykująca z efektem shimmer Black Onyx ma gęstą, lepką konsystencję w kolorze czarno srebrnym i dość dziwny zapach, który na szczęście szybko się ulatnia. Co prawda nie jestem fanką takich masek, ale postanowiłam ją wypróbować. Do jej całkowitego zaschnięcia potrzeba trochę czasu, ja czekałam jakieś 30 minut, a po tym czasie i tak nie udało mi się ściągnąć jej w całości. Maseczka delikatnie wygładza cerę, oczyszcza ją, jednak bez efektu wow.
Maseczkę PRIMER nawilżająco-rozświetlającą Rose Quartz używałam rano, aplikowałam cieniutką warstwę, a po kilkunastu minutach nakładałam make-up. Ma lekką, kremową konsystencję i przyjemny, perfumowany zapach. Dobrze sprawdza się jako baza pod makijaż, nawilża cerę, wygładza ją i delikatnie rozświetla. Kosmetyk współpracuje zarówno z podkładem, jak i kremem BB. Taka saszetka wystarczyła mi na 4 aplikacje.
Maseczka odżywiająco-rozświetlająca Red Rubin ma żelową konsystencję i przyjemny, delikatny, kwiatowy zapach. Bez problemu można ją zaaplikować równomiernie na buźce. Podczas zmywania trochę się marze i ślizga. Maseczka nawilża cerę, wygładza, sprawie, że jest ona taka delikatna, przyjemna w dotyku. Efekt zadowalający, buźka zdrowo się po niej prezentuje.
Maseczka odświeżająco-detoksykująca z efektem shimmer Citrine ma ona żelową konsystencję, w której zanurzone zostały drobinki, jakby brokat. Zapach jest przyjemny, ale perfumowany, co pewnie nie każdemu przypadnie do gustu. Należy ją trzymać na twarzy około 15 minut, a następnie zmyć. Maseczka odświeża cerę, delikatnie wygładza, jednak brakuje mi nawilżenia. Krem po niej jest obowiązkowy.
Maseczka nawilżająco-wygładzająca Jade Stone podobnie jak poprzednia ma żelową konsystencję z mnóstwem drobinek. Zapach jest delikatniejszy, jednak nadal perfumowany. Podczas zmywania trochę się ślizga, ale ja i tak zazwyczaj wspomagam się gąbeczką. Maseczka wygładza, rozświetla i delikatnie nawilża cerę. Działanie jest dobre, jednak raczej do niej nie wrócę.
Maseczki Bielenda Crystal Glow przyciągają wzrok, mają ładne opakowania i ciekawą konsystencję, jednak mówiąc szczerze, to mnie nie zachwyciły, liczyłam na coś lepszego. Jeśli miałabym wrócić do którejś z nich, to byłaby to maseczka PRIMER nawilżająco-rozświetlająca Rose Quartz.
wydaje mi się, że ta Citrine byłaby dla mnie idealna, ale musiałabym wszystkich wypróbować żeby się przekonać ;-)
OdpowiedzUsuńMają przeurocze szaty graficzne :)
OdpowiedzUsuńMoże wypróbuje ta PRIMER. Prezentują się bardzo ładnie :)
OdpowiedzUsuńpierwszy raz je widzę, ale wyglądają zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńWszystkie warianty maseczek mnie kuszą :)
OdpowiedzUsuńBardzo rzadko sięgam po maseczki w saszetkach, ale lubię kosmetyki Bielendy, więc chętnie wypróbuję jakiś wariant :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię maseczki z Bielendy ale z tych jeszcze nie stosowałam. Maseczka odżywiająco-rozświetlająca Red Rubin, chyba zaciekawiła mnie najbardziej ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszelkiego rodzaju maseczki, najczęściej sięgam po takie w płachcie, jednak chętnie przetestuje również te nowości, jestem ich jak najbardziej ciekawa.
OdpowiedzUsuńWidzę, że mamy podobne zdanie, nawet jeśli chodzi o najlepszą maskę :) Chociaż ja nie stosowałam jej pod makijaż, bałam się zapchania, bo w paru saszetkach się u mnie tak zdarzyło :D
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji poznać, za Bielendą i ich nowościami ciężko nadążyć :P. Nie wiem czy po nie sięgnę, jakiegoś wielkiego wrażenia na mnie nie zrobiły :)
OdpowiedzUsuńOh Bielenda is a new brand for me darling
OdpowiedzUsuńThanks for share your review with us
xx
Narazie zużyłam żółtą, zieloną i peeling i wielkiego love między nami nie ma :D
OdpowiedzUsuńNie spotkałam się jeszcze z tymi maseczkami. Opakowanie bardzo ładnie się prezentuję. Chętnie wypróbuję za to kilka z nich.
OdpowiedzUsuńJak maseczki, to ja zawsze bardzo chętnie. Jestem maseczkomaniaczką więc to coś dla nie. Nie miałam okazji ich poznać. Jeszcze ;)
OdpowiedzUsuńNowe maseczki... a to oznacza, że muszą być moje. kocham maseczki. Dla mnie te 10 minut z nią na twarzy, kiedy leżę sobie w wannie to taka namiastka SPA...
OdpowiedzUsuńJestem naczelną maseczkomaniaczką więc jak przyuważyłam te maski w sklepie to od razu trafiły do mojego koszyka ale jeszcze nie miałam okazji by po nie sięgnąć i czekają na swoją kolej.
OdpowiedzUsuńMarka jak najbardziej znana ale co do tych maseczek to nie miałam okazji na przetestowanie. Muszę je spróbować
OdpowiedzUsuńObecnie używam płyn micelarny Bielendy z zieloną herbatą i jest to mój ulubiony kosmetyk tej marki. Po maseczki jeszcze nie sięgnęłam, ale niebawem się na nie skuszę.
OdpowiedzUsuńMaseczek z Bielendy jakoś nigdy nie stosowałam, ale słyszałam o tej nowej serii i na prawdę robi wrażenie. Chciałabym wypróbować kilka z nich. Może niebawem się uda.
OdpowiedzUsuńMiałam kilka razy maseczki od tej marki, przyznam że były całkiem fajne. Maseczek z tej serii jeszcze nie miałam, jednak jak spotkam je w rossmannie to chętnie kupię ;)
OdpowiedzUsuń