Jak pewnie zauważyliście, bardzo lubię kosmetyki Bielenda, jedne sprawdzają się lepiej, inne trochę gorzej, ale chyba nie miałam jeszcze kosmetyku z tej marki, który zrobiłby mi krzywdę, aż do tej pory.
Na maseczki Smoothie Mask skusiłam się chyba jakoś na początku zeszłego roku, przyciągnęły mój wzrok swoimi kolorowymi saszetkami. Z ich przetestowaniem zwlekałam, ale jak już się za to zabrałam, to trochę się zawiodłam. Dlaczego? A no tego dowiecie się z dalszej części wpisu.
Maseczki umieszczone są w kolorowych saszetkach przypominających buteleczki z koktajlem. Według producenta pojemność 10 g ma wystarczyć na dwie aplikacje, ja jednak zużywałam to naraz, ponieważ po pierwsze nie ma jej jakoś dużo w opakowaniu, a po drugie nie lubię zostawiać otwartych saszetek. Maseczki mają lekką, kremowo-żelową konsystencję, łatwo rozprowadzają się na cerze i bez problemu z niej zmywają.
Na pierwszy ogień poszła prebiotyczna maseczka normalizująca prebiotyk + awokado + kiwi, której zapach nie zachwycił mnie. Niby kiwi, ale takie sztuczne, mało przyjemne, na szczęście szybko się ulatnia. Po upływie około 15 minut częściowo się wchłonęła, a resztę zmyłam wodą. Cera była odświeżona, delikatnie nawilżona i wygładzona. Nie zauważyłam jakichś efektów wow, ale krzywdy też nie zrobiła.
Sięgając po prebiotyczną maseczkę nawilżającą prebiotyk + truskawka + arbuz liczyłam, że efekty będą lepsze i okazało się, że faktycznie jest to najlepsza wersja ze wszystkich czterech. Zapach słodkawy, nie do końca owocowy, ale zły nie jest. Buźka jest po niej nawilżona, odżywiona i odzyskuje swój naturalny blask.
Prebiotyczna maseczka detoksykująca prebiotyk + brzoskwinia + papaja ma chyba najprzyjemniejszy zapach, owocowo-jogurtowy, unosi się on podczas trzymania jej na buźce. Kosmetyk delikatnie nawilża i odżywia cerę, dodaje jej blasku. Efekt zły nie jest, ale znam maseczki w podobnych cenach, które działają lepiej.
No i na koniec wersja, która spowodowała masakrę na mojej twarzy, czyli prebiotyczna maseczka energetyzująca prebiotyk + melon + banan. Ma ona owocowy zapach z delikatnie sztucznymi nutami, po rozsmarowaniu nie utrzymuje się jednak zbyt długo. Trzymałam ją na twarzy jakieś 15 minut, po zmyciu zauważyłam, że cera jest odświeżona, delikatnie nawilżona i wygładzona. Efekt ten mi się podobał, aż do rana... na policzku pojawiły się dwie duże podskórne, bolące krostki i kilka mniejszych. Nie wyglądało to dobrze, a walka z nimi trwała kilka dni. Mówiąc szczerze, to dawno już nie zapchał mnie tak żaden kosmetyk.
Kupując maseczki, liczyłam na to, że będą lepsze, ale czasami i na jakiegoś bubla trzeba trafić. Wiem, że u wielu osób się one sprawdzają, no ale wiadomo, każda cera jest inna. Osobiście nie zamierzam wracać do tych maseczek, no chyba, że ewentualnie do różowej. Nie zniechęciły mnie one jednak do marki Bielenda, nadal będę testować ich nowości i już niedługo będziecie mogli przeczytać recenzje innych kosmetyków z tej marki.
Znacie te maseczki? Jak sprawdziły się u Was?
Ja używałam ich rok temu, zaraz po kupnie. Rzeczywiście szału nie było, chociaż krzywdy mi na szczęście nie wyrządziły. Najmilej w kwestii działania wspominam zieloną wersję :)
OdpowiedzUsuńTeż bym była zła gdyby mnie jakaś maska zapchała. A Maseczki zapowiadały się tak dobrze.
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji ich stosować, a maseczki lubię i chętnie po nie sięgam. Jednak teraz nie wiem czy po nie sięgnę kiedykolwiek.
OdpowiedzUsuńNie zdążyłam ich jeszcze poznać.
OdpowiedzUsuńMiałem żółtą i była świetna
OdpowiedzUsuńSzkoda że maseczki się nie spisały, nawet nie wiedziałam o tych nowościach. Marka ma tak szeroki asortyment, że to normalne że nie wszytko pasuje
OdpowiedzUsuńNie znam tych maseczek i pewnie po nie nie sięgnę. Zawsze myślałam że Bielenda robi dobre albo przynajmniej nieszkodliwe kosmetyki ;)
OdpowiedzUsuńLubię kosmetyki bielendy, tych masek jeszcze nie maiłam okazji mieć.
OdpowiedzUsuńNie mialam ich jeszcze, choć uwielbiam maseczki. Szkoda, że się nie spisały.
OdpowiedzUsuńOpakowania mają fajne i na pewno wyróżniają się na tle innych 👌 szkoda, że działanie marne
OdpowiedzUsuńMiałam brzoskwiniową wersję i była całkiem okej, a arbuzowa czeka na wypróbowanie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie mieliśmy okazji ich poznać i jak widać chyba nic straconego.
OdpowiedzUsuńMiałam je ale tez bez jakichś większych efektów chociaż zapach miały piękny
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze nie nie sprawdziły ale opakowania sie urocze :)
OdpowiedzUsuńO tych maseczkach właśnie czytałam dosyć niepochlebne opinie, przez co się na żadną wersję nie skusiłam :/
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się nie sprawdziły... Ale trzeba przyznać, że mają naprawdę urocze opakowania. :)
OdpowiedzUsuńPo maseczki bielendy już dawno nie sięgałam.. nigdy mnie nie zapchały, tak jakoś wyszło. Z tej serii miałam piankę do twarzy, bananową, i była przegenialna.Bardzo mi się podobała. Szkoda że maseczka aż tak Cię urządziła. Jeśli Cię to pocieszy to mi kiedyś maseczka z bania agafii poparzyła skórę, dosłownie. Byłam bardzo czerwona i wywaliłam na twarz 30 ml kremu żeby to załagodzić - wszystko się wchłonęło! ;)
OdpowiedzUsuńNa ten maseczki z bielendy nie trafiłam, więc nie wiem jaki efekt by wywołały na mojej twarzy i nie wiem czy chce to sprawdzać.
OdpowiedzUsuńNie znam tych maseczek, a Bielenda jakiś czas temu mnie uczulała. Może czas jej dać ponowną szansę?
OdpowiedzUsuńJakie fajne maseczki. Opakowania wyglądają bardzo smakowicie.
OdpowiedzUsuńJa ich nie używałam, ale niestety też mam marki które bardzo lubię, a nie raz trafię na buble :/
OdpowiedzUsuńTe maseczki są świetnie. Pod względem designu opakowań to marketingowo strzał w 10! My próbowałyśmy używać wszystkich i dla nas najlepsza jest awokado+kiwi :)
OdpowiedzUsuńCudowne są opakowania tych masek. Miałam maskę awokado i kiwi. Świetnie się u mnie sprawdziła :)
OdpowiedzUsuńLubię kosmetyki Bielendy <3 różowa maska jak najbardziej mi się sprawdziła
OdpowiedzUsuń