Obserwatorzy

Sprawdź!

Akcesoria do makijażu - sprawdź opinie

wtorek, 8 stycznia 2019

Krem BB Healthy Mix, Bourjois

Wiele razy wspominałam o tym, że jestem fanką podkładu Healthy Mix z Bourjois, jest on lekki a przy tym ładnie kryje i wyrównuje koloryt. Kiedy dowiedziałam się, że marka wypuściła na rynek krem BB z tej serii jakoś mnie nie kusił, bo nie przepadam za tego typu produktami. Jakiś czas później zobaczyłam jednak, że wiele osób twierdzi, iż jest on lepszy niż podkład dlatego postanowiłam go wypróbować. 


Krem otrzymujemy w tubce wykonanej z miękkiego plastiku o pojemności 30 ml. Po odkręceniu nakrętki ukazuje się mały dzióbek za pomocą którego wydobywa się produkt. Ze względu na konsystencję trzeba uważać, aby nie wylać go za dużo. Szczerze mówiąc wygodniejsze byłoby opakowanie z pompką, ale do tego też można się nauczyć. Duży plus za to, że dzióbek przed pierwszym użyciem posiada zabezpieczenie, dzięki czemu wiemy czy ktoś przed nami 'testował' już produkt w drogerii. Tubka w czerwonym kolorze i srebrna nakrętka przyciąga oko. Na tylnej części opakowania znajdziemy opis kosmetyku oraz skład.


Krem jest dość płynny, co mnie zaskoczyło, bo myślałam że będzie gęstszy niż podkład. Trzeba nauczyć się z nim współpracować i wybrać najlepszą dla siebie metodę aplikacji.
Występuje on w trzech odcieniach, ja posiadam 02 medium. Nie jest on ani bardzo jasny, ani ciemny, ma w sobie żółte tony, ładnie dopasowuje się do cery. 
Krem tak samo jak cała serie Healthy Mix ma przyjemny owocowy aromat, który umila aplikacje. Muszę przyznać, że uwielbiam ten zapach i często okręcam go tylko po to aby powąchać.


Krem próbowałam aplikować zarówno palcami jak i gąbeczką, jednak zdecydowanie wolę ten drugi sposób. Mimo rzadkiej konsystencji produkt bardzo ładnie kryje drobne niedoskonałości i wyrównuje koloryt. Krycie można sobie stopniować i ewentualnie nałożyć dodatkową warstwę. Zapewnia on naturalne wykończenie, nie robi efektu maski. Cera prezentuje się zdrowo i wygląda na wypoczętą. Słyszałam opinie, że krem ciemnieje po aplikacji, jednak u mnie nic takiego nie wystąpiło, odcień ładnie dopasowuje się do cery. Krem zawsze utrwalam pudrem, dzięki czemu trzyma się cały dzień. Używałam go w grudniu idąc do pracy na wiele godzin i po powrocie nadal wyglądał dobrze. Krem zapewnia naszej skórze odpowiednie nawilżenie, nie wchodzi w zmarszczki mimiczne, ani nie podkreśla suchych skórek.


Wydajność kremu jest dobra, nie potrzebuje go dużo na jedną aplikacje, tym bardziej że zazwyczaj nakładam go tylko jedną warstwę. Cena regularna produktu to około 50 zł, ale można go dostać taniej w internecie lub polować na niego podczas promocji. 
Czy jest on faktycznie lepszy niż podkład? Moim zdaniem oba są tak samo dobre i chętnie będę do nich wracać.


Znacie krem BB z Bourjois? Lubicie?

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Ulubieńcy Grudzień 2018

Przychodzę dzisiaj do Was, aby pokazać swoich ulubieńców grudnia, osoby które obserwują mnie na instagramie mogły zobaczyć ich już wczoraj. Są to produkty, których używam od niedawna, ale właściwie od samego początku pobiły moje serduszko, no może oprócz jednego, bo do olejku do demakijażu z Biolove musiałam się przekonać. Jak to zwykle bywa przeważa pielęgnacja, tylko jeden produkt jest z kolorówki, ale to dlatego że ostatnio nie szaleje jakoś bardzo z makijażem i stosuję tylko sprawdzone kosmetyki.


Masło do ciała Skin Food, Weleda - kiedy otrzymałam masło i przeczytałam, że jego aromat to połączenie lawendy i pomarańczy byłam przerażona. Nie lubię zapachu lawendy. wywołuje on u mnie ból głowy, na szczęście w kosmetyku przeważają nuty cytrusowe i aromat bardzo mi się podoba. Ma ono dość zbitą konsystencje, jednak w kontakcie z ciepłą skórą łatwo się rozprowadza. Ze względu na bogatą konsystencje potrzebuje ono kilka minut, aby dobrze się wchłonąć. Masło genialnie nawilża skórę i ją odżywia. Co najważniejsze efekt ten nie jest krótkotrwały jak to czasem bywa. Jest to idealny produkt właśnie teraz w okresie grzewczym kiedy moja skóra się buntuje i szybko przesusza. 


Maska do miodowania włosów, NaturalMe - produkt ten poznałam dzięki wygranemu swopowi na portalu DressCloud. Maska do miodowania włosów to nic innego jak mieszanka olei z dodatkiem miodu. Opakowanie wyposażone jest w pompkę, dzięki czemu łatwo wydobyć odpowiednią ilość olejowej mieszanki. Produkt bez problemu rozprowadza się na włosach, na jedną aplikacje wystarczy kilka pompek kosmetyku. Maskę nakładam na około godzinę lub dwie w zależności od tego ile mam aktualnie czasu. Włosy są po nim nawilżone, odżywione, przy regularnym stosowaniu można zauważyć poprawę ich stanu. Bardzo polubiłam tą maskę zdecydowanie bardziej niż oleje solo, które stosowałam wcześniej. Pachnie ona dość intensywnie miodem, przez co nie każdemu przypadnie do gustu, bo jednak nie wszyscy lubią takie aromaty.


Olejek do demakijażu do cery normalnej i mieszanej, Biolove - produkt ten w mojej łazience jest od dłuższego czasu, jednak jakoś nie mogłam się do niego przekonać. Doceniłam go dopiero w grudniu kiedy wracając z pracy po 22 jedyne o czym marzyłam to to, aby położyć się do łóżka. Olejek bardzo szybko rozpuszcza makijaż zarówno z twarzy jak i oczu. Nakładam go na suchą skórę i po krótkim masażu spłukuje buzie ciepłą wodą i myję skórę żelem lub pianką. Po takim demakijażu twarz jest czyściutka i przygotowana na dalsze zabiegi pielęgnacyjne. Olejek jest bardzo wydajny, na jedno użycie wystarczy go naprawdę niewielka ilość. Dostępna jest również wersja do cery suchej.


Hipoalergiczny krem nawilżający Dermo System, Delia Cosmetics - krem ma bardzo lekką konsystencje, dzięki czemu szybko się wchłania. Muszę przyznać, że początkowo mnie tym zaskoczył, ponieważ spodziewałam się czegoś bardziej treściwego. Krem bardzo dobrze nawilża skórę, koi podrażnienia i zapewnia komfort przez cały dzień. Można stosować go zarówno na dzień jak i na noc. Produkt idealnie sprawdza się jako baza pod makijaż, dobrze współpracuje z podkładem, ułatwia jego rozprowadzenie i przedłuża trwałość. 


Kwas hialuronowy 3%, Bioleev - kwas ma postać rzadkiego żelu, dzięki czemu łatwo nabrać go za pomocą pipety. Porcję produktu mieszam z małą ilością kremu na noc i nakładam na twarz co drugi/trzeci dzień. Zauważyłam, że dzięki niemu skóra jest lepiej nawilżona, nawodniona, a zmarszczki mimiczne stają się mniej widoczne. Kwas hialuronowy można stosować również na włosy, ale szczerze mówiąc jeszcze nie próbowałam. Ja wiem, że produkt jest przeznaczony dla osób 30+, a mi jednak do tego wieku brakuje jeszcze sporo, mimo to produkt zamierzam zużyć do końca, bo widzę pozytywne działanie.


Puder sypki Mineral Loose Powder, Lovely - puder umieszczony jest w małym poręcznym opakowaniu z siateczką w środku, dzięki czemu możemy wysypać odpowiednią ilość produktu. Jest on drobno zmielony, ma delikatnie beżowy odcień, jednak na skórze jest transparentny. Puder bardzo dobrze utrwala makijaż, sprawia że podkład i korektor są na swoim miejscu przez cały dzień. Zapewnia cerze zmatowienie, jednak nie jest to płaski mat. Moja strafa T ostatnio ma lepszy okres i nie przetłuszcza się jakoś bardzo, dzięki czemu w ciągu dnia nie potrzebuję poprawek. Nie zauważyłam, aby wysuszał albo działał negatywnie na moją cerę. Puder jest bardzo wydajny, a jego cena to coś około 15 zł, także warto wypróbować.


Jakie produkty trafiły w ostatnim czasie do Waszych ulubieńców?

sobota, 5 stycznia 2019

Nawilżający żel do mycia twarzy i płyn micelarny, Silcare

Z kosmetykami Silcare po raz pierwszy zetknęłam się bodajże w listopadzie, co prawda wcześniej o nich słyszałam, ale nie miałam okazji testować. Zaczęłam wtedy używać między innymi Nawilżający żel do mycia twarzy oraz płyn micelarny o których mowa będzie w tym poście. Czy jestem z nich zadowolona ? O tym możecie przeczytać niżej. Zanim jednak do tego przejdziemy muszę przyznać, że produkty tej marki pozytywnie mnie zaskakują i na pewno nie będzie to ostatnia recenzja kosmetyków z tej firmy.


Produkty umieszczone są w buteleczkach o pojemności 200 ml z zamknięciem typu flip-top. Łatwo jest je otworzyć, jednak są też na tyle szczelne, że można je zabierać ze sobą w podróż bez obawy, że coś się wyleje. Buteleczka płynu micelarnego jest przeźroczysta dzięki czemu widać ile produktu zostało w środku, a w przypadku żelu jest ona biała. Opakowania są poręczne, dobrze leżą w dłoni, nie wyślizgują się z niej. Szata graficzna minimalistyczna, jednak mi się podoba. Na opakowaniach znajdziemy takie informacje jak zapewnienia producenta i skład. 


Żel do mycia twarzy Quin Face Nawilżający jest dość rzadki, dzięki czemu łatwo go wydobyć z opakowania. W połączeniu z wodą tworzy delikatną piankę, którą łatwo się spłukuje. Żel ma przyjemny kremowo-pudrowy zapach, nie utrzymuje się on jednak zbyt długo. Produkt bardzo dobrze oczyszcza skórę z pozostałości makijażu, brudu, potu czy innych kosmetyków. Producent zaleca, aby omijać okolice oczu, jednak parę razy zdarzyło mi się, że piana dostała się pod powiekę i nie czułam z tego powodu dyskomfortu, nic nie szczypało, ani nie piekło. Po spłukaniu żelu cera jest czyściutka, wygładzona i delikatna w dotyku. Produkt nie pozostawia uczucia ściągnięcia, co niestety czasem się zdarza. 


Płyn micelarny Quin Face Nawilżający jak na tego typu produkt przystało ma konsystencje wody. Bez problemu można wylać na wacik odpowiednią ilość kosmetyku. Ma on bardzo delikatny, kremowy zapach, który wyczuwalny jest jednak tylko w opakowaniu. Płyn stosowałam najczęściej rano do usunięcia nocnych zabrudzeń oraz wieczorem do demakijażu. W obu przypadkach sprawdził się bardzo dobrze. Produkt bez problemu radzi sobie z rozpuszczaniem kosmetyków kolorowych zarówno z twarzy jak i oczu. Płyn nie podrażnia skóry, nie powoduje łzawienia. Według producenta micel oprócz oczyszczania ma nawilżać, jednak nic takiego nie zauważyłam, po za tym od tego są kremy czy maseczki. 


W przypadku płynu micelarnego wydajność jest standardowa, te produkty mają już to do siebie, że szybko ubywają z butelki. Jeśli jednak chodzi o żel do mycia twarzy to jestem w szoku, używam go już kilka tygodni, a jest go nadal sporo w opakowaniu. Produkty nie są drogie, bo każdy z nich kosztuje około 10 zł, także warto wypróbować.


Lubicie produkty Silcare?

piątek, 4 stycznia 2019

Maska do włosów Królewskie Jagody, Natura Siberica

Czy też tak macie, że nie potraficie wyjść z drogerii z pustymi rękami? Ja staram się z tym walczyć, jednak nie zawsze mi to wychodzi. Kilka miesięcy temu będąc w Rossmannie do koszyka wpadła mi Maska do włosów Królewskie Jagody z Natura Siberica. Z tego co kojarzę była ona wtedy w cenie na do widzenia i kosztowała coś powyżej 10 zł, więc aż żal było jej nie kupić. Oczywiście od tego czasu minęło trochę czasu, ponieważ maska trafiła do szafki z zapasami i dopiero w grudniu zabrałam ją ze sobą do łazienki. 


Maska umieszczona jest w plastikowym słoiczku, lubię taką formę opakowania, ponieważ mam wtedy pewność, że wydobywam zawartość do samego końca. Nakrętka nie stawia oporu nawet jeśli mamy mokre dłonie. Maska przed pierwszym użyciem zabezpieczona była sreberkiem. Dodatkowo słoiczek umieszczony jest w kartoniku, który również był zafoliowany. Na pudełeczku znajdziemy takie informacje jak skład oraz zapewnienia producenta, ale niestety nie w języku polskim, a angielskim. Z tego co pamiętam, na folii była naklejka z polskim tłumaczeniem którą niestety uszkodziłam ją podczas otwierania i wylądowała w koszu. Pojemność maski to tylko 120 ml, muszę przyznać, że nie zwróciłam na to uwagi podczas zakupów.

Maska ma gęstą, kremową konsystencje. Łatwo rozprowadza się na włosach, nie spływa z nich. Muszę przyznać, że zaskoczył mnie jej zapach, mój nos wyczuwa colę z czymś owocowym. Początkowo aromat wydawał mi się dość dziwny, ale szybko go polubiłam, utrzymuje się on jakiś czas jeszcze po wyschnięciu włosów.


Maskę nakładam co drugie lub trzecie mycie na przemiennie z odżywką. Staram się ją zawsze trzymać około 15-20 minut, w tym czasie ładnie wchłania się we włosy. Już podczas wypłukiwania pozostałości produktu można poczuć, że włosy są wygładzone, nie splątane. Maska bardzo dobrze nawilża, kosmyki są miękkie i zregenerowane. Włosy nie puszą się i są podatne na stylizacje. Maska sprawia, że włosy pięknie się błyszczą i zdrowo się prezentują. Produkt nie obciąża, ani nie sprawia że pasma szybciej się przetłuszczają, nawet jeśli nałożyłam jej trochę więcej niż zwykle.


Osoby, które śledzą mnie już od dłuższego czasu wiedzą, że nigdy nie żałuje sobie maski czy odżywki na włosy, zawsze wolę nałożyć więcej niż mniej, tak samo było w tym przypadku. Maska Królewskie Jagody wystarczyła mi na 5-6 użyć, wynik jak na 120 ml produktu nie jest zły, tym bardziej że moje włosy są długie i dość gęste. Maska w regularnej cenie kosztuje około 30 zł, moim zdaniem jest to zbyt wysoka kwota jak na taką małą pojemność. Jeśli jednak spotkacie ją gdzieś na promocji to polecam, bo jest to naprawdę przyjemny produkt.


Lubicie produkty Natura Siberica?

czwartek, 3 stycznia 2019

Wishlista 2019 część 1

Moje kosmetyczne zapasy w 2018 zamiast maleć to ciągle rosły, dlatego w tym roku postanowiłam ograniczyć swoje zakupy i zużywać to co mam. Wiadomo jednak jak to jest, przeglądam inne blogi i wiele produktów mnie kusi, na rynku pojawiają się też nowości Co jakiś czas będę robiła taką wishliste, na której umieszczę swoje zachcianki i postaram się kupować tylko to co tu się pojawi. Czy mi się uda? Tego nie wiem, jednak za każdym razem kiedy umieszczę nową listę będę robiła podsumowanie tej poprzedniej. 


CC Cream 123 Perfect, Bourjois - po tym jak zakochałam się w kremie BB Healthy Mix (niedługo recenzja) mam ochotę wypróbować również krem CC. Czytałam o nim różne opinie i jestem ciekawa jak sprawdziłby się na mojej cerze.

Podkład Total Cover 2w1, Golden Rose - na co dzień używam lekkich podkładów, jednak na większe wyjście potrzebuję większego krycia. Podkład Total Cover zainteresował mnie po tym jak zobaczyłam go na instagramie. Uwielbiam z tej marki płynne matowe pomadki oraz bazy pod makijaż, mam nadzieję że i z fluidu będę zadowolona.

Paleta cieni Jawel Collection Opulent, Makeup Revolution - palet cieni nigdy za mało, mimo tego że na co dzień nie robię jakiś mocnych makijaży. Znajduje się w niej 20 cieni, w tym 6 jest o unikalnej pudrowo-kremowej formule dzięki czemu daje niesamowite foliowe wykończenie. Podobają mi się kolory, które sprawdzą się zarówno do dziennych jak i wieczorowych makijaży.





Peeling 3 enzymy, Tołpa - polecają go chyba wszyscy, więc i ja doszłam do wniosku, że chciałabym go wypróbować. Najczęściej sięgam po peelingi mechaniczne, jednak być może dzięki niemu przekonam się do enzymatycznych.

Maska Czarny Detox, Tołpa - jak wiecie jestem fanką różnego rodzaju maseczek, chociaż przyznaje się, że ostatnio trochę to zaniedbałam. Z tołpy testowałam te w saszetkach i byłam zadowolona, a teraz w oko wpadła mi ta z węglem, borowiną i białą glinką. 

Cloud Mask, Bielenda - czy te opakowania nie są urocze? Chmurkowe maseczki nie tylko ładnie się prezentują, ale ponoć również dobrze działają. Lubię takie bąbelkujące maseczki, więc również te chcę wypróbować.


Maski do włosów Hair Food, Garnier Fructis - kuszą odkąd tylko pojawiły się na rynku, jednak moje zapasy były tak ogromne, że nie mogłam sobie pozwolić na zakup kolejnej. Chciałabym je wszystkie, jednak na początku skuszę się chyba na wersję z bananem albo papają.

Szampon do włosów z aktywnym węglem, Alterra - obok tego szamponu przechodzę w Rossmannie bardzo często i z każdym kolejnym razem kusi mnie bardziej. Lubię kosmetyki z aktywnym węglem, dobrze działają na moją skórę. Do włosów miałam kiedyś maskę z węglem i byłam zadowolona, więc szampon też powinien się sprawdzić.

Peeling do ciała z orzechami makadamia, Dove - kolejny produkt, który kusi od dawna, niestety nigdzie nie mogę dorwać go stacjonarnie, w moim Rossmannie go nie ma. Muszę go poszukać jak będę na zakupach w innym mieście, może akurat wtedy uda mi się go dorwać. Lubię Dove, a o tym peelingu słyszałam wiele dobrego, więc myślę, że będę zadowolona. 

Macie jakieś plany zakupowe na 2019, czy raczej będą to spontaniczne zakupy ?

środa, 2 stycznia 2019

Żel pod prysznic i balsam do ciała, Dove Nutrishing

Żele marki Dove znają chyba wszyscy, są one na rynku od dawna i myślę, że każdy chociaż raz miał go w swojej łazience. W ostatnim czasie podczas wieczornej pielęgnacji towarzyszyły mi właśnie produkty tej marki, a dokładnie żel pod prysznic i balsam do ciała z serii nutrishing. Ten pierwszy miałam okazję używać już wcześniej, więc wiedziałam że będę zadowolona, jednak mleczko to dla mnie nowość, nie miałam wcześniej produktów tego typu z tej marki.


Produkty umieszczone są w butelkach wykonanych z mlecznego plastiku przez co nie widać ile kosmetyku pozostało w środku. Jest on dość twardy, także ciężko wydobyć zawartość do samego końca, szczególnie w przypadku żelu, ponieważ balsam możemy postawić na nakrętce i wszystko ładnie spływa. Opakowania mają zamknięcia typu flip top, łatwo otworzyć je mokrymi dłońmi, nawet jeśli mam długie paznokcie nie muszę martwić się, że je połamię. Na opakowaniach znajdziemy informacje takie jak zapewnienia producenta i skład. Pojemność produktów to 250 ml, występują one jednak jeszcze w większych opakowaniach.


Żel ma gęstą konsystencje, podczas mycia mam wrażenie że nakładam na ciało balsam, a nie produkt do mycia. Mleczko zaś jest trochę rzadsze, ale nie spływa z dłoni, łatwo rozprowadza się na skórze. 
Bardzo podoba mi się zapach tej serii, taki kremowy, ciężki do opisania, myślę jednak że wiele osób go już zna. Utrzymuje się od podczas kąpieli i jakiś czas po niej. Nie jest on jakiś bardzo intensywny, więc nikomu nie powinien przeszkadzać. 


Żel pod prysznic w kontakcie z wodą zmienia się w delikatną piankę. Najczęściej tego typu produkty stosuję na myjkę, jednak w przypadku tego żelu wolę nakładać go bezpośrednio na skórę. Piana łatwo się spłukuje, pozostawia ciało dobrze oczyszczone z wszelkiego rodzaju zanieczyszczeń. Nie wymagam od żelu, aby nawilżał i mało który to robi, ale w tym przypadku faktycznie ciało jest miękkie, nawilżone, nie ma efektu ściągnięcia, skóra nie prosi się o dawkę balsamu czy masła. 
Balsam łatwo rozprowadza się na skórze i nie potrzebuje dużo czasu, aby się wchłonąć. Stosuję go najczęściej po wieczornym prysznicu, ale czasami również w ciągu dnia jako kremu do rąk. Mleczko dobrze nawilża skórę, jest miękka i zdrowo się prezentuje. Balsam przeznaczony jest do skóry suchej i szczerze mówiąc początkowo obawiałam się, że będzie zbyt lekki, jednak jest super. Mimo tego, że zimą wolę bardziej treściwe konsystencje to ten jest wyjątkiem. Pewnie za jakiś czas do niego wrócę, albo skuszę się na jakąś inną serię.


Jeśli chodzi o wydajność to jest dobra, ciężko mi określić na ile dokładnie starczył mi ten duet, ponieważ czasami sięgam po coś innego. Cena każdego z tych produktów to około 10-15 zł w zależności gdzie kupujemy, często można dostać je na promocji np. w Rossmannie.
Jeśli jeszcze nie testowaliście produktów tej marki to naprawdę polecam, ja mam teraz w planie przetestowanie ich peelingu.


Lubicie markę Dove?

wtorek, 1 stycznia 2019

Szampon do włosów Żeń-Szeń Herbal Care, Farmona

Szampon do włosów Żeń-Szeń Herbal Care z Farmony kupiłam podczas jakiś szybkich zakupów spożywczych, wpadł mi w oko i postanowiłam go kupić. Trafił on wtedy do szafki z zapasami i dopiero niedawno zabrała go ze sobą do łazienki. Dopiero wtedy doczytałam, że jest on do włosów cienkich, mimo tego że moje takie nie są, postanowiłam dać mu szansę.


Szampon otrzymujemy w butelce wykonanej z ciemnego plastiku, jednak pod światło możemy zobaczyć ile produktu jest w środku. Nakrętka łatwo się okręca, nawet kiedy mam mokre dłonie. Obawiałam się, że szampon będzie miał spory otwór, jednak jest on malutki i bez problemu można wydobyć odpowiednią ilość. Butelka ma pojemność 330 ml. jest zgrabna, dobrze leży w dłoni i nie wyślizguje się z niej. Szata graficzna przyjemna dla oka, na opakowaniu znajdziemy wszystkie potrzebne informacje, takie jak zapewnienia producenta i skład. 


Szampon ma rzadką konsystencje, co początkowo było dla mnie dość uciążliwe, byłam przyzwyczajona do gęstszych produktów. Podczas pierwszych użyć produkt zamiast na włosach lądował pod prysznicem. Na szczęście się przyzwyczaiłam i później było już dobrze. Przed użyciem należy wstrząsnąć butelką, aby produkt się wymieszał, ponieważ ekstrakty ziołowe powodują wytrącanie się osadów i zmętnienie. 
Szampon ma przyjemny ziołowy zapach, jest on delikatny, więc nie powinien on nikomu przeszkadzać. Utrzymuje się on tylko podczas mycia, na włosach nie jest już wyczuwalny. 


Szampon w kontakcie z wodą tworzy przyjemną pianę, która łatwo rozprowadza się na włosach, a później z nich wypłukuje. Produkt dobrze oczyszcza włosy oraz skórę głowy nie podrażniając jej przy tym. Obawiałam się, że będzie on dla mnie za słaby i kosmyki będą się szybciej przetłuszczać, jednak tak samo jak w przypadku innych szamponów mogę nim myć co 2-3 dni. Zauważyłam, że delikatnie plącze on włosy, jednak i tak zawsze nakładam odżywkę, więc nie jest to dla mnie jakiś duży problem. Według producenta produkt powinien wzmacniać i regenerować, nie zauważyłam jednak takiego działania, od tego są maski czy odżywki. Moim zdaniem spełnia on swoje zadanie i robi to co szampon robić powinien.


Mimo rzadkiej konsystencji szampon jest wydajny i wystarczył mi na długo. Na jedno użycie wystarczy go niewiele. Nie pamiętam dokładnie, ale kosztował on bodajże mniej niż 10 zł, także moim zdaniem za taką cenę się opłaca. Jak tylko zużyję swoje zapasy to chętnie wypróbuję inne szampony z tej marki.


Lubicie produkty Herbal Care?