Obserwatorzy

Sprawdź!

Akcesoria do makijażu - sprawdź opinie

niedziela, 25 sierpnia 2019

Peelingi do ciała Organic Shop : Brazylijska Kawa i Sycylijska Pomarańcza

Po peelingi do ciała staram się sięgać regularnie, dlatego że złuszczanie martwego naskórka odgrywa ważną rolę w pielęgnacji. Nie mam swojego ulubionego peelingu, lubię sięgać po nowości. Najczęściej jednak sięgam po cukrowe lub solne bez parafiny wysoko w składzie. Aktualnie w mojej łazience znaleźć peelingi Organic Shop, a właściwie ich resztki. Przetestowałam w ostatnim czasie dwie wersje, a dokładnie Brazylijska Kawa oraz Sycylijska Pomarańcza. Z jednym z nich polubiłam się bardzo, a z drugim zaś niekoniecznie, ale o tym przeczytacie w dalszej części wpisu.


Peelingi umieszczone są w plastikowych przeźroczystych słoiczkach zaciskanych czarnymi nakrętkami. Można je otworzyć bez obawy o połamanie paznokci. Są szczelne, nic się nie wylewa ani nie przecieka. Lubię taką formę opakowań, ponieważ wiem że wydobywam zawartość do samego końca, trzeba jednak uważać, aby podczas używania do środka nie dostała się woda. Każdy z peelingów ma pojemność 250 ml. Szata graficzna przejrzysta, ładnie się prezentuje. Na słoiczkach znajduje się papierowa naklejka z informacjami od producenta na temat kosmetyku, niestety pod wpływem wilgoci zdziera się i wygląda nieestetycznie. 


Jak się pewnie domyślacie Sycylijska Pomarańcza pachnie cytrusami. Zapach jest cudowny, lekko słodki, ale orzeźwiający. Po kąpieli unosi się w całej łazience. Jeśli zaś chodzi o Brazylijską Kawę to no cóż, spodziewałam się czegoś innego. Niby faktycznie pachnie kawą, ale taką bardzo słodką. W opakowaniu jest on bardzo intensywny ale na szczęście w kontakcie z wodą trochę słabnie i da się jakoś przeżyć.
Peelingi mają gęstą, ale nie zbitą konsystencje. Pomarańczowy łatwo się nabiera i aplikuje na skórę, kawowy zaś jest taki dziwny, ciągnie się trochę jak guma. Oba produkty mają w sobie sporo drobinek cukru.


Pierwszą wersję jaką miałam okazję wypróbować była Brazylijska Kawa. no cóż, już od pierwszego użycia nie polubiliśmy się. Ze względu na dziwną konsystencje kosmetyk nie chce się trzymać skóry, więcej spada do kabiny prysznicowej niż zostaje na ciele. Trzeba go nakładać w niewielkich ilościach i od razu rozprowadzać wykonując delikatny masaż. Drobinki dobrze usuwają martwy naskórek i wygładzają skórę, nie jest to jednak mocny zdzierak, którym można zrobić sobie krzywdę. Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś lepszego, tym bardziej że lubię tą markę. Postanowiłam więc dać firmie jeszcze jedną szansę i skusiłam się na peeling Sycylijska Pomarańcza i tu miłość pojawiła się od pierwszego otwarcia, zapach mnie zauroczył. Pod prysznicem również sprawdził się o wiele lepiej niż kawowy. Peeling łatwo aplikuje się i rozprowadza na ciele, drobinki rozpuszczają się powoli dzięki czemu można sobie pozwolić na dłuższy masaż. Kosmetyk świetnie złuszcza martwy naskórek, wygładza, skóra jest delikatna w dotyku. Osoby z wrażliwą cerą, lubiące delikatne peelingi powinny na niego uważać.


Myślę, że za jakiś czas skuszę się jeszcze na inne peelingi z tej marki, aby zobaczyć czy się u mnie sprawdzą. Do wersji kawowej jednak wracać nie zamierzam. Peelingi Organic Shop nie są drogie, w internecie można je kupić za mniej niż 10 zł, więc myślę że warto wypróbować, tym bardziej że wersji do wyboru jest sporo.


środa, 21 sierpnia 2019

Maski do włosów Sunflower Premium, Difeel

Dzień dobry,
dawno mnie tu nie było, ale już wracam z naładowanymi bateriami i biorę się za nadrabianie zaległości. Wczoraj wróciłam z wakacji nad polskim morzem, tydzień wypoczynku dobrze mi zrobił. Myślę nawet, żeby zrobić jakiś wpis na temat mojego urlopu i pokazać Wam trochę zdjęć, co Wy na to?

Nie będę jednak przedłużać zbędnym gadaniem, przejdźmy do tematu dzisiejszego wpisu, czyli recenzji masek do włosów Sunflower Premium Difeel. Przetestowałam je już jakiś czas temu, jednak nie było okazji żeby o nich napisać. W ofercie marki znaleźć można cztery maseczki, a dokładnie: z olejkiem z witaminą E, olejkiem kokosowym, olejkiem z drzewa herbacianego oraz olejkiem z jojoba. Wszystkie brzmią interesująco, prawda? A która okazała się najlepsza? Tego dowiecie się z dalszej części wpisu.


Każda z maseczek umieszczona jest w saszetce o pojemności 50 g. Łatwo się ją otwiera i wydobywa zawartość do samego końca. Nie zajmuje dużo miejsca, więc spokojnie można ją ze sobą w podróż. Szata graficzna saszetek jest przejrzysta, przyjemna dla oka. 
Maski mają gęstą, kremową konsystencje, łatwo rozprowadzają się na pasmach i nie spływają z nich. 
Według producenta taka saszetka w przypadku długich włosów wystarcza na jedną aplikacje, a w przypadku krótkich na dwie. Ja mając włosy za łopatki stosowałam połowę kosmetyku, czyli jakieś 25 gram i moim zdaniem była to wystarczająca ilość. 


Maska do włosów z olejkiem kokosowym poszła na pierwszy ogień, wtedy moje włosy były ponad 20 cm dłuższe niż aktualnie, dlatego też tą wersję zużyłam na jeden raz. Ma bardzo ładny zapach, połączenie kokosu z jakimiś kwiatami jest genialne. Aromat ten utrzymuje się na włosach jakiś czas po wyschnięciu, ale spokojnie, nie jest on na tyle intensywny, żeby wywoływał np. ból głowy. Podczas nakładania maski włosy dosłownie ją piły. Muszę przyznać, że początkowo bałam się, że po takiej ilości kosmetyku pasma będą obciążone i przyklapnięte, jednak na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Już podczas spłukiwania wyczuwalna jest różnica, włosy są wygładzone, takie delikatne, nie plączą się. Maseczka bardzo dobrze nawilża i odżywia, kosmyki są miękkie w dotyku. Kosmetyk odpowiednio dociąża pasma, są one podatne na stylizacje. 


Maska do włosów z olejkiem z witaminą E stosowałam już po podcięciu włosów, czyli saszetkę rozdzieliłam na dwie porcje. Ma ona przyjemny, świeży zapach, który najbardziej wyczuwalny jest podczas aplikacji, a później stopniowo się ulatnia. Po zastosowaniu włosy są delikatne w dotyku i nawilżone. Nie puszą się i można je łatwo rozczesać. Pasma nabierają blasku, zdrowo się prezentują.


Kolejna wersja to maska z olejkiem z drzewa herbacianego niestety ze względu na intensywny zapach nie każdy się z nią polubi. Aromat jest mocno wyczuwalny, charakterystyczny do olejku herbacianego, na włosach utrzymuje się dość długo. Osobiście mi on nie przeszkadza, ale podejrzewam że przy dłuższym stosowaniu stałby się męczący. Maska odżywia i nawilża pasma oraz ułatwia ich rozczesywanie. Odpowiednio dociąża, ale nie obciąża włosów, nie przyspiesza ich przetłuszczania. Według producenta maska pomaga w walce z łupieżem, jednak w tym temacie nie mogę się wypowiedzieć, ponieważ po pierwsze nie mam takiego problemu, a po drugie nie nakładałam jej na skórę głowy.

Ostatnia, a zarazem najsłabsza moim zdaniem to maska z olejkiem jojoba. Ma ona dziwny, perfumowany zapach, którego mój nos nie polubił. Na szczęście na włosach nie utrzymuje się jakoś długo. Maska ułatwia rozczesywanie, pasma są nawilżone i wygładzone. Niestety zauważyłam, że kosmetyk obciąża moje włosy, już na drugi dzień wymagają one mycia. 


Znacie maski do włosów Sunflower Premium z Difeel? Która zainteresowała Was najbardziej?